Łokieć squashisty i urazy w squashu 15.06.2003 Igor FB
Jeden z graczy poruszył temat kontuzji podczas gry w squasha. Że jest to sport urazowy zapewne wszyscy wiemy i kontuzji nie unikniemy. Życzę wszystkim, aby urazy omijały Was z daleka, ale co robić jak już się przytrafią. PANOWIE I PANIE NIE DAJCIE SIĘ DOTYKAĆ SKALPELEM POLSKIM ORTOPEDOM.
W czasie Świąt Wielkanocnych zerwałem więzadło krzyżowe przednie i poboczne. Koledzy obłożyli kolano lodem i znieśli mnie z kortu. Od tego momentu, przez dwa tygodnie odwiedzałem specjalistów, w celu zoperowania kolana w stopniu umożliwiającym powrót do gry w squasha. Nie byłem u wszystkich w Polsce, ale podobno znalazłem kilku najlepszych. Nie będę pisał o całej historii, bo po pierwsze :wylewanie żali może nie być interesujące, po drugie podnosi mi się ciśnienie jak sobie to przypomnę. Konkluzja jest taka:
W Polsce istnieje około czterech ośrodków, które mogą przeprowadzić dobrze operacje ortopedyczne (pisze o więzadłach, niestety nie wiem jak jest np. z łokciem tenisisty), oraz dziesiątki które także operują i gwarantują, że już po dwóch latach możecie chodzić bez kul. Tak, więc mamy do wyboru: dać się pociąć w szpitalu państwowym i mieć nadzieje, że może się uda i po dwóch latach będziemy mogli grać (najpierw w szachy albo brydża), albo zapłacić za zabieg w jednej z prywatnych klinik. Warszawa i Wrocław proponują ceny od 11 do 15 tys. Płn., czyli od 2,5 do 3,4 tys. Euro. W Austrii zabieg taki kosztuje od 1,6 tys. euro, do 3,5 tys. Euro. Za tę ostatnią kwotę jesteście operowani w klinikach, które operują zawodników pokroju Ronaldo czy narciarzy z pierwszej dziesiątki na świecie. Za niższe kwoty trafiacie do klinik, które robią w zimie 10-15 zabiegów dziennie z myślą o tym, aby pacjenci w następnym sezonie wrócili do Austrii na narty. Nie wiem czy w Polsce jest taki sam czy lepszy sprzęt do zabiegów i czy lekarze są czy nie są wystarczająco doświadczeni, wiem natomiast, że tam robią tych zabiegów o wiele więcej i od dłuższego czasu niż w Polsce i co się okazuje za mniejsze pieniądze. Sprawa drugorzędna to kultura naszych lekarzy ( mówimy o kimś, że ma klasę albo, że mu słoma z butów wystaje), na tym polu nasi plasują się na podobnej pozycji jak nasza reprezentacja narodowa w krykiecie ( oczywiście nie można generalizować, wyjątkiem potwierdzającym regułę jest ośrodek pod Poznaniem, który jest dobry, ale niewydolny z powodu biurokracji i zadłużenia). Czy spotkaliście się z tym żeby lekarz idący po korytarzu ukłonił się pierwszy czekającym pacjentom? Kiedy opowiadałem w szpitalu w Austrii o metodach leczenia i podejściu do pacjenta w Polsce, po kryjomu sprawdzali w paszporcie czy ja przyjechałem na pewno z Polski a nie z Czadu czy Zimbabwe.
Jestem cztery tygodni po operacji, chodzę bez kul i żadnych stabilizatorów czy opasek uciskowych. Prawdopodobnie byłoby jeszcze lepiej gdybym nie zmarnował trzech tygodni na poszukiwanie specjalistów w Polsce, tylko od razu wyjechał. Oby nikt z Was nie musiał stanąć przed podobnymi dylematami, ale jeśli już staniecie w sytuacji, że musicie zapłacić, to zapłaćcie mniej, ale specjalistom z doświadczeniem. A jeżeli jakikolwiek Polski specjalista powie Wam, że potrafi to zrobić tak samo dobrze to jest pierwszy sygnał, że należy mu nie ufać i zaproponować żeby zatrzymał sobie 50 czy 100 zł za wizytę i dowartościowywał się na pacjentach, którym nie zależy na sprawnych nogach.
Pozdrawiam wszystkich squashowców życząc Wam abyście łamali na korcie, co najwyżej rakiety, a jak macie coś zerwać to niech będą to naciągi.

|